długi wieczór na stacji w kayseri, dobrze, że pociąg miał tylko 15 minut spóźnienia. poznałyśmy w tym czasie davida, dziwnego, starszego, zakręconego... zgubił się, znalazł dopiero w malatyi, gdzie pociąg miał już 1,5 godziny tyłów. i jakos tak z nami został, chciał się zaopiekować, pojechał z nami w góry...
ale do tego - wybiegam zbyt zuchwale w przyszłość - jeszcze godziny stukotu kół, przesuwających się w żółwim tempie krajobrazów, ta podróż nie chciała się skończyć, góry za oknem - piękne jak góry...
turecka kolej... ćwiczenie cierpliwości.