skoczyłyśmy sobie na rewolucję jak na lody do sąsiedniego miasteczka. wracają czasy austro-węgier (to była jednak solidna firma), czułam się jak u siebie - te ulice, domy, klimat.
no i sam pikn?k rewolucyjny: przedziwne zjawisko.
nocą zaś - szaleńcza podróż budapeszteńskim metrem bez biletu...
kto widział ?kontrolerów? - wie, o co chodzi :)