słońce, lekkie, chłodnawe jeszcze powietrze... zapach bzu, wiosny. chodnikowych kostek, powoli szykujących się na nowy, gorący dzień.
siódma rano, poczułam, że stęskniłam się za krakowem.
i byłoby cudownie, gdybym nie skasowała sobie wszystkich zdjęć z karty pamięci aparatu... ech.
na szczęście załamana utratą zdjęć, poturbowana podróżą, wymęczona niejedzeniem - mogłam jak koń z klapkami na oczach udać się do małgosi.
kochana - przygarnęła mnie, nakarmiła jajkiem na miękko, ciepłą rozmową.
ach, te ekspertki od tantry ;)))
o 14 przepakowana wsiadłam w autobus do nowego targu, tam odebrał mnie już kasztan. co za zieleń, co za nasycenie barwą to podhale...