porto... miasto, które zawładnęło moją wyobraźnią, zostawiło niezatarte wrażenie. brudne, wąskie uliczki, suszące się pranie, pootwierane drzwi do domów, biegające dzieciaki. pierwsza w moim życiu łaźnia miejska ? w końcu musieliśmy się umyć...
trzy słynne w europie mosty rozpinają się nad duero, która uchodzi tu do oceanu ? ?rzeczywiście świetne?, zanotowałam na pocztówce. i jeszcze: ?mocne wyśmienite porto?. dziwne, że nie napisałam, że degustując darmowo rozmaite odmiany i roczniki tego wspaniałego 17-procentowego trunku w dzielnicy villa nova da gaja urżnęliśmy się jak meserszmity. zaiste południowa pora sprzyjała upojeniu... ;)
włócząc się po starych uliczkach, spotkaliśmy sławka i maćka ? znajomych z amsterdamu. prawdopodobieństwo tego miłego spotkania było absolutnie znikome, tym lepiej!
pamiętam, że nocowaliśmy poza miastem ? w wypoczynkowej miejscowości espinho... nie pamiętam tylko kiedy ;) wydaje się, że przed wizytą w łaźni, ale nie jestem pewna. już wiem ? 15 sierpnia... to była nie tylko niedziela, nie tylko święto wniebowzięcia, ale też narodowe święto portugalii: niezbyt dobry moment na przyjazd do kraju ? bez pieniędzy i jakiegokolwiek pomysłu na to, co robić. na szczęście w porto spotkaliśmy parę polaków, która wymieniła nam jakieś drobne i poleciła wspaniały pensjonat w fatimie ? sao paulo... ;)
zanim jednak tam dotarliśmy, zanim zwiedziliśmy magiczne porto ? czekało nas spotkanie z ogromem oceanu. w espinho pojawiliśmy się późnym popołudniem, może nawet pod wieczór, kąpiel przy dwumetrowych falach zdecydowanie przerosła mnie i ankę ? tomek jednak trochę popływał. tak, fale były ogromne, a woda lodowata.
także wieczorna msza w espinho zrobiła na mnie wrażenie ? na znak pokoju całowano osobę stojącą obok. wydało mi się to piękne i takie... wczesnochrześcijańskie? ;)
a spaliśmy na plaży, blisko huczącego oceanu, jak się okazało ? na mrowisku. rano piasek był wszędzie, mam też wrażenie, że przesuwaliśmy się w nocy dalej od wody i wilgoci ? ale nie jestem pewna, czy wyobraźnia nie płata mi w tej chwili figla...
tak... mimo wielu pięknych miejscowości, w jakich później gościliśmy, najbliższe mi pozostało porto. do dziś pamiętam jego zapach, zapach rzeki, zapach wina, zapach miasta...