lwów szalony, galicyjski, chaotyczny, brudny, wyrazisty. teraz jakoś tak daleko mi do niego tamtego, ale wtedy - umykając w ostatniej chwili spod kół wszechobecnych pojazdów różnego autoramentu - byłam szczęśliwa i jakoś u siebie. tramwaje trzeszczały, ludzie rozprawiali i pokrzykiwali, samochody trąbiły. wydawało nam się, że widzimy sfinksa. restaurację sfinks. naiwne :)
no i kościół ormiański, w którym udzielał się artystycznie i fantastycznie mehoffer. tak, to zrobiło wrażenie.